Różnice są zasadnicze: kto jest winien, kiedy wojna się rozpoczęła? To będzie próba generalna przed uroczystościami 1 września na Westerplatte, na które przyjadą premier Władimir Wojna polsko-rosyjska w 1792 roku, in. wojna w obronie Konstytucji 3 maja – niewypowiedziana wojna wojsk Rzeczypospolitej z wojskami Imperium Rosyjskiego, interweniującymi militarnie pod pretekstem wsparcia zawiązanej w Petersburgu konfederacji targowickiej, w celu obalenia ustroju wprowadzonego w Rzeczypospolitej przez Sejm Czteroletni Konstytucją 3 maja 1791. Wojna polsko-ruska. 2009. 5,1 195 829 ocen. 6,0 26 ocen krytyków. Strona główna filmu . Podstawowe informacje. Pełna obsada (70) Opisy (2) Opinie i Nagrody. Wojna polsko-rosyjska 1919–1920 obrosła w wiele mitów i legend. Jest to zrozumiałe w kontekście znaczenia tej batalii dla losów Polski i całej Europy. Publikacja podejmuje m.in. następujące problemy: • Kto był agresorem i jakie były rzeczywiste cele walczących państw? • Dlaczego Piłsudski wstrzymał ofensywę jesienią 1919 roku? Na pytanie, czy wyobraża sobie ewentualny atak Rosji na Polskę, odpowiedział, że "atak Rosji na Polskę byłby atakiem Rosji na NATO". "Kiedy w 2001 r. Stany Zjednoczone stały się obiektem Filmowa "Wojna polsko-ruska" to pełna adrenaliny, bezkompromisowa opowieść o młodych ludziach głodnych emocji i przeżyć i o nieokiełznanej sile ich wyobraźni! , finalistka w wieku 20 (" Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną ") i 23 lat, gdy za "Pawia królowej" zdobyła główną nagrodę . 26 lat miał Szymon Słomczyński w 2014 roku, gdy dotarł do finału z tomem poetyckim "Nadjeżdża", a rok starsza była Weronika Murek, której " gjYyl. Długo myślałem nad tym co napiszę w recenzji filmu, którego to recenzowania po zobaczeniu bym sobie nie odmówił na pewno. A to wszystko przez jakąś dziwną niechęć do autorki książki, napisanej pod tym samym tytułem z małym dodatkiem „(…) pod flagą biało-czerwoną”. Recenzja będzie krótka i treściwa, bo taki kaprys mój. Zacznę od aktorstwa, gdyż oto postanowiłem zostawić fabułę filmu na sam koniec. Wg mojej skromnej opinii, bardzo skromnej, sztuka aktorstwa jest na bardzo wysokim poziomie, genialny Borys Szyc, genialna Sonia Bohosiewicz, Maria Strzelecka jako zaczytana w biblii szatana, wrażliwa, pisząca wiersze Andżela. Aktorstwo rozkłada na łopatki i nie pozwala się nudzić nawet przy przydługim zakończeniu, o czym później. Pojawia się także sama aktorka autorka, na której temat nie będę się wypowiadał, a szczególnie jej głosu. Na szczęście scenariusz jest poukładany bardziej w całość niż jej wypowiedzi na forum, bez wyuczonych kwestii. Muzyka dobrana dobrze do fabuły, tylko nie wiem co tam nagle zaczął śpiewać Rysiek Riedel z Dżemem, za którym przepadam tak samo jak za Dorotą Masłowską, na przydługim zakończeniu, o którym później. Jeszcze jak przypominam sobie poszczególne kawałki, to widzę sceny z filmu, co bardzo dobrze świadczy o produkcji. No i genialni 5’nizza z kawałkiem Soldat na sam koniec, po przydługiej końcówce. Zdjęcia mogłyby być lepsze, tak bardzo chwalono się efektami specjalnymi, rodem z zachodnich filmów, ale widać jednak wszystkie triki niesienia aktorów na linach do góry. Świecący Szyc na plaży, gdzie po zbliżeniu kamery nagle przestawał, by znowu zaświecić po oddaleniu. Kicz na kiczu (mamy tylu specjalistów w Polsce, grafików, animatorów, cudów, wianków – a wszystko co zawodowe to ruskim się wydaje być), który ma swój urok po jakimś głębszym przemyśleniu wszystkiego. Po za efektami ocena 8/10, zbliżenia, kadry, dogranie z muzyką, a nawet pseudo offowo-teledyskowe wstawki z biegania po łące (na przydługiej końcówce), które potrafią zrzucić z krzesła i cieszyć oczy. Było aktorstwo, była muzyka i zdjęcia, teraz coś o fabule, gdyż recenzja krótka być miała, a o najważniejszej części wspomnieć warto. Zeschizowana, zakręcona, pełna zwrotów akcji, narkotycznych wizji i rożnych przenośni, w ciągu całego filmu potrafi wzruszać, rozśmieszać do łez, wprowadzać w stan zadumy i lekko znudzić, aby zakończyć się z wielką pompą. Nawet „kurwy” i inne epitety nie są w ogóle słyszalne w tej całej wesołej paranoi. Bohaterów idzie polubić od samego początku, zwroty akcji są płynne, a schizy dawkowane nam w bezpiecznych proporcjach. Jednym słowem podoba się, ale ta przydługa końcówka, gdzie w pewnym momencie, jak w muzyce techno, uderza nas wieloma scenami i sytuacjami dość brutalnie, które potrafią zmęczyć. Oglądając film, doszukałem się drugiego dna, a nawet myślę o trzecim i czwartym, chyba o to chodziło w całym przeniesieniu książki na ekrany kin, książki której raczej nie przeczytam. I to nie z zazdrości, gdyż takową nie pałam do autorki, tylko zniechęcającą pompą wokół tego wszystkiego i nie moim językiem (zgeneralizowałem). Film przemówił, zadowolił i polecam, nie tylko fankom Borysa Szyca i jego golizny, nie tylko zbuntowanym fankom Masłowskiej, co traktują książkę niczym biblię, można z czystym sumieniem polecić każdemu normalnemu człowiekowi, z podkreśleniem normalności. Ubaw zapewniony. PS. nie poznaję sam siebie… Oficjalna strona filmu. O filmie na Filmwebie Nie przeczytałeś? Lepiej zostań w domu. Przeczytałeś? Zobacz koniecznie. "Wojna polsko-ruska" to film, który się lubi albo nie. Przejść obojętnie obok niego się zwyczajnie nie się przyznać, ale aż do festiwalu nie miałam okazji obejrzeć "Wojny polsko-ruskiej". Nie będąc przesadnie zagorzałą fanką Doroty Masłowskiej nie miałam wielkiej motywacji, żeby zobaczyć jej dzieło na ekranie. Druga sprawa to to, że "Wojna.." wydawała mi się wytworem tak ściśle przylegającym do literatury, tak mało dramaturgicznym i tak bardzo zespolonym ze swoim językowym tworzywem, iż kompletnie nie potrafiłam sobie wyobrazić jej adaptacji. Dosyć jednak tego usprawiedliwiania i ad rem. Żuławski zrobił rzecz chyba najlepszą z możliwych pracując z tego rodzaju prozą, mianowicie przeniósł ją całkowicie dosłownie na ekran. Przyjęta przez niego metoda z jednej strony praktycznie uniemożliwia zrozumienie filmu przez tych, którzy książki nie czytali i zupełnie nie są przygotowani na przejaskrawione, przestylizowane, pokraczne dialogi, czy surrealistyczne monologi głównego bohatera. Nie mniej jednak dla tych, którzy twórczość Masłowskiej poznali, oswoili się z jej Nike i specyficzną (delikatnie mówiąc) wizją świata, film powinien być świetnym uzupełnieniem lektury. Bo czy absurdalność i groteskowość postaci nie objawia się z całą mocą dopiero wtedy, kiedy możemy oglądać w sensie dosłownym, a nie oczyma wyobraźni, która przecież pomieści wszystko, Nataszę Blokus (świetna Sonia Bohosiewicz) wciągającą barszcz instant, albo Angelę "po prostu Angelę" (Maria Strzelecka) wymiotującą czarnymi kamieniami, czy bańkami mydlanymi? Dosłowna wizualizacja prozy Masłowskiej destyluje z niej cały absurd, działa niczym katalizator groteski, czyniąc ją niemalże namacalną. W tym tkwi siła obrazu Żuławskiego, a także w jego w pełni świadomym epatowaniu kiczem (scena odpadania sidingu jest żywcem wyciągnięta z horrorów klasy Z). Reżyser nie boi się odważnych środków wyrazu, rozbuchanych efektów specjalnych, które tworzą surrealistyczną, mocno oniryczną tkankę filmu. Ma się wrażenie, że gdyby Żuławski posunął się choćby o milimetr dalej, to "Wojna.." nie byłaby do przyjęcia dla człowieka o zdrowej percepcji. Ten natłok dźwięków i migawek jakimi widz jest bombardowany, tworzy z filmu coś w rodzaju maksymalnie wydłużonego teledysku z pokiereszowanymi dialogami, zamiast jednostajnej melodyjności. Abstrahując jednak na chwilę od samej struktury filmu, pokłony należą się tym, którzy podołali odegraniu tak odrealnionych postaci. Nie chciałabym tutaj wyrokować o dalszej karierze Szyca, ale po "Wojnie..." postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Trudno będzie mu o kolejną rolę tak charakterystyczną i popisową (przykładem chociażby świeżutki "Enen" F. Falka, gdzie aktor wypada dużo słabiej). Bez względu na to jaka jest nasza opinia na temat całego filmu, Szyc bezapelacyjnie pozostaje rewelacyjny. Ale nie tylko on. Wielkie brawa należą sie także Soni Bohosiewicz, która potwierdziła swoją, zdobytą po "Rezerwacie", pozycję jednej z najbardziej utalentowanych aktorek młodego pokolenia. I Szyc i Bohosiewicz dokonują w tym filmie rzeczy, która wydawała mi się niemożliwa - sprawiają, że grane przez nich postaci, Silny i Natasza, stają się jednocześnie absurdalnie przerysowane i wiarygodne. Nawet jeśli ktoś chronicznie nie znosi twórczości Masłowskiej i/lub Żuławskiego to chociażby dla tej dwójki warto wybrać się na "Wojnę...".Pisałam już o dosłownym przenoszeniu książki na ekran, jednak nie wspomniałam o pewnej pułapce, której Żuławskiemu nie udało się ominąć. Oczywiście ci, którzy spodziewają się po "Wojnie..." silnie powiązanej sieci przyczynowo-skutkowej powinni raczej zostać w domu. Jednakże w pewnej chwili reżyser postanowił jeszcze bardziej pogmatwać pogmatwane i zaburzył chronologię i tak niechronologicznej prozy. W rezultacie wszystkie sceny rozgrywające się po wizycie na komisariacie sprawiają wrażenie dogranych na siłę, tylko po to, aby na ekranie koniecznie pojawiła się każda strona książki. Chronologiczny miszmasz też na pewno nie pomaga w odbiorze. To, co w książce wyjaśnione zostaje przez śmierć kliniczną Silnego w filmie wygląda na kolejny, zbędny już ozdobnik. "Wojna polsko-ruska" Masłowskiej podzieliła krytyków na dwa wrogie obozy. Film Żuławskiego wywołuje podobny efekt - nie można wyjść z kina obojętnym. Od razy stajemy się albo fanami, albo gorącymi przeciwnikami adaptacji, co w gruncie rzeczy przekłada się na nasz wcześniejszy stosunek do książki. Myślę, że dużo bliżej mi tym razem, do tych zdaniem!A Tobie, który film z prezentowanych na 34. FPFF w Gdyni podobał się najbardziej? Napisz recenzję na ofertyMateriały promocyjne partnera

wojna polsko ruska gdzie jest feta